Nigdy nie lubiłam poranków. Gdy już po raz dwunasty usłyszałam dzwonek mojej komórki, leniwie wyczołgałam się z łóżka. Kto śmie dzwonić do mnie o 7 rano w mój tak długo wyczekiwany dzień wolny? Pali się gdzieś, czy jak? Gdy wreszcie odnalazłam telefon w szafce kuchennej, dostrzegłam na wyświetlaczu 12 nieodebranych połączeń od mamy. Co tez nie daje jej spokoju o tak wczesnej porze? Postanowiłam w najbliższych paru minutach oddzwonić. Najpierw jednak należał mi się ogromny kubek kawy. Skoro zostałam w brutalny sposób wyciągnięta z łózka, nie widziałam najmniejszego sensu by do niego wracać. Upijając łyk gorącej cieczy dotknęłam telefonu w odpowiednim miejscu, by po chwili usłyszeć sygnał połączenia. Swoja droga te telefony z każdym rokiem robią coraz bardziej dziwne. Po co ludziom te wszystkie niepotrzebne aplikacje? Moje chwile rozmyślań nad postępem techniki przerwał głos rodzicielki.
- Kochanie, od rana próbuje się do Ciebie dodzwonić - zaczęła podekscytowana.
- Cześć mamo, tez się ciesze, ze Cie słyszę - ogromny powiew entuzjazmu nie towarzyszył mi z samego rana.
- Wszystkiego najlepszego córeczko z okazji urodzin! - no tak, kompletnie zapomniałam. 22 marca - to właśnie dzisiaj miałam urodziny. Umknęło mi to jakoś w moim monotonnym życiu.
- Dziękuję, to mile z Twojej strony, ale nie musiałaś do mnie dzwonić z samego rana... - byłam niepocieszona powodem, z którego przerwano mój sen. To miały być moje drugie urodziny z dala od domu. Zaraz, ile to ja kończyłam? No tak, okrągłe dwadzieścia. Nawet nie wiem kiedy minęły te dwie dekady. Przeleciały mi przez palce.
- Planujesz pewnie dzisiaj jakąś imprezę - kontynuowała niewzruszona rodzicielka.
- Właściwie to kompletnie zapomniałam, ze mam dzisiaj urodziny - przyznałam zgodnie z prawda. - Spędzę je pewnie na kanapie przed telewizorem.
- No jak tam chcesz, ale uważaj na siebie!
- Będę uważać.
- Musze kończyć Ewa, wychodzę właśnie do pracy - no tak, o 7 rano mama zawsze wychodziła do pracy. Jak widać nadal się to nie zmieniło.
- Milego dnia - usłyszałam jeszcze sygnał zakończonego połączenia, po czym odłożyłam telefon na stół. Westchnęłam głęboko. Rozmowy z mama nie różniły się niczym. Dzwoniła do mnie co najwyżej cztery razy w roku. Urodziny były właśnie jedna z tych możliwości. Odkąd przeprowadziłam się do Austrii, nie widziałam się z rodzina ani razu. Wyjazd do Polski kosztował, a ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Potrzebowałam pieniędzy na inne cele, a wzięcie urlopu także nie wchodziło w grę. Upiłam kolejny łyk gorącej cieczy i wyjrzałam przez okno. Na szczytach Alp można było dostrzec jeszcze spore pokłady śniegu. Mialo to przypominać poprzednia zimę, która powoli odchodziła w niepamięć. Dla mnie ta zima trwała zdecydowanie za długo. Może w Polsce zima bywała równie zimna, wręcz mroźna, ale do takiej zimy nie byłam przyzwyczajona. Minimum długie trzy miesiące towarzyszył mi tutaj regularnie padający śnieg, mróz także nie dawał o sobie zapomnieć. Ale właśnie takie są uroki mieszkania w górach. Jako mała dziewczynka marzyłam o drewnianym domku usytuowanym gdzieś wysoko, który miał być moim azylem, miejscem z dala od ludzi, oaza spokoju. Pech chciał, ze zamiast tego samotnego domku u podnóży Alp, trafiłam na małą kawalerkę w samym centrum miasta. Natłok ludzi, hałas jeżdżących samochodów, syreny - to wszystko stanowiło nieodzowna część Innsbrucka. Latem, by uwolnić się od hałasów miasta, wspinałam się na różne szczyty, a gdy wreszcie znajdowałam się na samej gorze, układałam się na trawie i wpatrywałam w niebo. Czułam się wtedy taka wolna... Przymykałam zazwyczaj powieki by odgonić wszystkie bolesne wspomnienia z rodzinnego domu. No właśnie... Tylko czy był to nadal mój dom rodzinny? Od tamtych wydarzeń coś jakby się zmieniło, dlatego postanowiłam wyjechać. Dom rodzinny przytłaczał mnie bardzo, odbierał resztki energii, której już i tak niewiele mi pozostało. Wierzyłam ze przeprowadzka unormuje moje życie, doda mi sil, naprowadzi je na właściwą drogę. Mimo ze na początku było mi ciężko, teraz jest już tylko lepiej. Odnalazłam swoja upragniona oazę , uwolniłam myśli, podniosłam się. Osiągnęłam tutaj coś, czego nigdy bym nie otrzymała w Polsce. Tutaj byłam samodzielna, niezależna. Nikt nie patrzył mi na ręce, nikt nie wytykał mnie palcami. Mogłam zacząć wszystko od początku, czego pragnęłam najbardziej. Na dzień dzisiejszy, po dwóch latach w Innsbrucku wreszcie jestem szczęśliwa. Wynagrodzenie, z wykonywanej przeze mnie jako kelnerki pracy, pozwala mi się utrzymać przez cały miesiąc. Ponadto pod łóżkiem trzymam puszkę, do której trafia każdy napiwek. To ma być moja rezerwa, nigdy nie wiadomo co się wydarzy w życiu. Lepiej być zabezpieczonym. Jestem singlem, ale podobnie jak Ines, moja najlepsza przyjaciółka, nie mamy na co narzekać. Zycie singla czasem jest dużo lepsze niż utrzymywanie na sile jakiegoś związku. Tylko niepotrzebny ból głowy.
Moj ojciec zawsze mawiał, umiesz liczyć - licz na siebie. To było jego motto życiowe, które teraz w pełni przejęłam za swoje. Owszem, są sytuacje ze Ines jest nieodzowna, ale nie mam jeszcze na tyle zaufania do ludzi, by zwierzyć się z całego mojego życia, ze wszystkiego co przeszłam. Pewne rzeczy jest tak czy siak lepiej zatrzymać dla siebie. I tak jest tez z historia mojego życia. Gdy dopiłam wreszcie moja wymarzona poranna kawę, postanowiłam wziąć szybki prysznic. Musiałam zrobić zakupy, moja lodówka już od dawna świeciła pustkami... Uroki pracy w gastronomii. Gdy wszystkie posiłki spożywasz w miejscu zatrudnienia, nie masz praktycznie po co robić zakupów. Tak czy siak wyląduje to w koszu na śmieci. Z racji mojego dnia wolnego, postanowiłam jednak ugotować coś małego. Cały dzień bez jedzenia nie wytrzymałabym. Wspominałam już ze jestem ogromnym łakomczuchem? W szczególności nie mogę się oprzeć słodyczom. W mojej szafce kolo łóżka zawsze musi znajdować się tabliczka czekolady na uspokojenie. Nic nie uspokaja kobiety tak, jak ogromny dopływ cukru do krwi. Poranna toaleta zajęła mi niecałe 25 minut. Nie rozumiem dlaczego niektóre kobiety okupują łazienkę godzinami. Co można w niej tyle czasu robić?
Tak właściwie kim jestem? Zawsze jak mam urodziny rozmyślam nad minionymi latami. W drodze do sklepu towarzyszył mi właśnie ten nastrój. Wykształcenia nie mam, zakończyłam moja naukę zaraz po maturze. Stan cywilny - wolny. Jeszcze w liceum miałam przelotne związki z chłopakami, jednak na chwile obecna nie przykuwam jakoś mojej uwagi do uczuć. Rodzina? Jak już wcześniej wspominałam, nie mamy zbyt dużego kontaktu. Co osiągnęłam? Oprócz stania się samodzielna, to chyba raczej nic więcej. Jako mała dziewczynka zawsze chciałam być dorosła, jednak gdy wstąpiłam już w ta dorosłość, bardzo bym chciała wrócić do lat dziecinnych, kiedy moim największym problemem było czy ubrać lalkę w sukienkę koloru różowego czy tez niebieskiego. Dorosłość jest beznadziejna.
Obładowana ogromnymi siatkami szlam w kierunku domu. Co jakiś czas musiałam na moment przystanąć, by poprawić ułożenie poszczególnych toreb. W tej chwili dałabym wiele za pomoc jakiegoś przystojnego mężczyzny. Niestety takie jest życie singla, zakupy trzeba taszczyć samemu. Gdy wreszcie odstawiłam siatki na stole kuchennym, odetchnęłam z ulga. Byla dopiero jedenasta, zapowiadał się wiec długi dzień dla mnie. Na moje dzisiejsze urodziny nie planowałam nic szczególnego. No może poza jednym, zamierzałam wybrać się do galerii handlowej, by kupić sobie samej prezent. Może w tym roku buty? Albo jakaś szykowna sukienkę? Zobaczymy na co trafie. Moj wielki shopping planowałam dopiero popołudniem. Najpierw, jak na porządną gospodynie przystało, czas na sprzątanie! Dbałam regularnie o porządek. Ale zawsze w dniu wolnym, robiłam to bardziej dokładnie. Chciałam bowiem mieć ta świadomość, ze jestem w stanie poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami życiowymi. Zapowiadały się cudowne 3 godziny.
***
- Chłopaki, ruszajcie swoje szanowne cztery litery, albo dam Wam 20 karnych okrążeń! - Alex wydzierał się na nas od samego rana. Nienawidzę porannych treningów. Za każdym razem jak mamy trening z rana, wieczorem czeka nas do tego seria skoków. Lepiej wszystko na raz!
- Co on taki marudny? - zapytałem kumpla, ale wzruszył jedynie ramionami. Posłusznie wykonywaliśmy kolejne ćwiczenia by nie denerwować trenera. Od samego rana był już nie w sosie, ale teraz osiągnął swoje własne apogeum. Wydzierał się właśnie na Manuela, gestykulując nerwowo rękoma i co jakiś czas kopiąc pobliski kamień, który nie przesunął się nawet o milimetr. Cale szczęście sezon dobiega końca, pojedziemy wszyscy na upragniony urlop. Zasłużyliśmy. Po długiej zimie i wielu sukcesach jakie osiągnęliśmy zarówno w drożynie jak i indywidualnie, urlop należał się nam jako pierwszy.
- Wszyscy dwadzieścia okrążeń! - wrzasnął na cały głos Pointner. A już miałem nadzieje, ze nam odpuści.
***
Dwie pary butów, torebka, płaszcz, kilka T-shirtow, spodnie, sweterek. Obładowana torbami wracałam do domu. Zakupy? Kazda kobieta kocha je najbardziej. Nic nie poprawia tak nastroju jak zakup nowiutkich szpilek czy tez bluzki. No ok, może czekolada i wizyta u fryzjera mogą jeszcze rywalizować z zakupami, ale chyba raczej nie maja szans. Wspominałam już, ze to moje najlepsze urodziny? Nie? No wiec to są moje najlepsze urodziny w życiu!
***
No to jestem z pierwszym rozdziałem. Nigdy nie lubiłam zaczynać opowiadań. Motyw wprowadzenia w życie bohatera, przedstawienie go - zawsze wydawało mi się to odrobinę nudnawe. Mam nadzieje ze nie zasnęliście podczas czytania tego rozdziału.
Oczywiście ogromne gratulacje dla Kamila za jego złoto. Bedzie drugie? A może złoto w drużynie? Trzymajmy kciuki :) Pozdrawiam serdecznie,
kiciak
Moj ojciec zawsze mawiał, umiesz liczyć - licz na siebie. To było jego motto życiowe, które teraz w pełni przejęłam za swoje. Owszem, są sytuacje ze Ines jest nieodzowna, ale nie mam jeszcze na tyle zaufania do ludzi, by zwierzyć się z całego mojego życia, ze wszystkiego co przeszłam. Pewne rzeczy jest tak czy siak lepiej zatrzymać dla siebie. I tak jest tez z historia mojego życia. Gdy dopiłam wreszcie moja wymarzona poranna kawę, postanowiłam wziąć szybki prysznic. Musiałam zrobić zakupy, moja lodówka już od dawna świeciła pustkami... Uroki pracy w gastronomii. Gdy wszystkie posiłki spożywasz w miejscu zatrudnienia, nie masz praktycznie po co robić zakupów. Tak czy siak wyląduje to w koszu na śmieci. Z racji mojego dnia wolnego, postanowiłam jednak ugotować coś małego. Cały dzień bez jedzenia nie wytrzymałabym. Wspominałam już ze jestem ogromnym łakomczuchem? W szczególności nie mogę się oprzeć słodyczom. W mojej szafce kolo łóżka zawsze musi znajdować się tabliczka czekolady na uspokojenie. Nic nie uspokaja kobiety tak, jak ogromny dopływ cukru do krwi. Poranna toaleta zajęła mi niecałe 25 minut. Nie rozumiem dlaczego niektóre kobiety okupują łazienkę godzinami. Co można w niej tyle czasu robić?
Tak właściwie kim jestem? Zawsze jak mam urodziny rozmyślam nad minionymi latami. W drodze do sklepu towarzyszył mi właśnie ten nastrój. Wykształcenia nie mam, zakończyłam moja naukę zaraz po maturze. Stan cywilny - wolny. Jeszcze w liceum miałam przelotne związki z chłopakami, jednak na chwile obecna nie przykuwam jakoś mojej uwagi do uczuć. Rodzina? Jak już wcześniej wspominałam, nie mamy zbyt dużego kontaktu. Co osiągnęłam? Oprócz stania się samodzielna, to chyba raczej nic więcej. Jako mała dziewczynka zawsze chciałam być dorosła, jednak gdy wstąpiłam już w ta dorosłość, bardzo bym chciała wrócić do lat dziecinnych, kiedy moim największym problemem było czy ubrać lalkę w sukienkę koloru różowego czy tez niebieskiego. Dorosłość jest beznadziejna.
Obładowana ogromnymi siatkami szlam w kierunku domu. Co jakiś czas musiałam na moment przystanąć, by poprawić ułożenie poszczególnych toreb. W tej chwili dałabym wiele za pomoc jakiegoś przystojnego mężczyzny. Niestety takie jest życie singla, zakupy trzeba taszczyć samemu. Gdy wreszcie odstawiłam siatki na stole kuchennym, odetchnęłam z ulga. Byla dopiero jedenasta, zapowiadał się wiec długi dzień dla mnie. Na moje dzisiejsze urodziny nie planowałam nic szczególnego. No może poza jednym, zamierzałam wybrać się do galerii handlowej, by kupić sobie samej prezent. Może w tym roku buty? Albo jakaś szykowna sukienkę? Zobaczymy na co trafie. Moj wielki shopping planowałam dopiero popołudniem. Najpierw, jak na porządną gospodynie przystało, czas na sprzątanie! Dbałam regularnie o porządek. Ale zawsze w dniu wolnym, robiłam to bardziej dokładnie. Chciałam bowiem mieć ta świadomość, ze jestem w stanie poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami życiowymi. Zapowiadały się cudowne 3 godziny.
***
- Chłopaki, ruszajcie swoje szanowne cztery litery, albo dam Wam 20 karnych okrążeń! - Alex wydzierał się na nas od samego rana. Nienawidzę porannych treningów. Za każdym razem jak mamy trening z rana, wieczorem czeka nas do tego seria skoków. Lepiej wszystko na raz!
- Co on taki marudny? - zapytałem kumpla, ale wzruszył jedynie ramionami. Posłusznie wykonywaliśmy kolejne ćwiczenia by nie denerwować trenera. Od samego rana był już nie w sosie, ale teraz osiągnął swoje własne apogeum. Wydzierał się właśnie na Manuela, gestykulując nerwowo rękoma i co jakiś czas kopiąc pobliski kamień, który nie przesunął się nawet o milimetr. Cale szczęście sezon dobiega końca, pojedziemy wszyscy na upragniony urlop. Zasłużyliśmy. Po długiej zimie i wielu sukcesach jakie osiągnęliśmy zarówno w drożynie jak i indywidualnie, urlop należał się nam jako pierwszy.
- Wszyscy dwadzieścia okrążeń! - wrzasnął na cały głos Pointner. A już miałem nadzieje, ze nam odpuści.
***
Dwie pary butów, torebka, płaszcz, kilka T-shirtow, spodnie, sweterek. Obładowana torbami wracałam do domu. Zakupy? Kazda kobieta kocha je najbardziej. Nic nie poprawia tak nastroju jak zakup nowiutkich szpilek czy tez bluzki. No ok, może czekolada i wizyta u fryzjera mogą jeszcze rywalizować z zakupami, ale chyba raczej nie maja szans. Wspominałam już, ze to moje najlepsze urodziny? Nie? No wiec to są moje najlepsze urodziny w życiu!
***
No to jestem z pierwszym rozdziałem. Nigdy nie lubiłam zaczynać opowiadań. Motyw wprowadzenia w życie bohatera, przedstawienie go - zawsze wydawało mi się to odrobinę nudnawe. Mam nadzieje ze nie zasnęliście podczas czytania tego rozdziału.
Oczywiście ogromne gratulacje dla Kamila za jego złoto. Bedzie drugie? A może złoto w drużynie? Trzymajmy kciuki :) Pozdrawiam serdecznie,
kiciak
Z pewnością ciężko jest człowiekowi w obcym mieście, nie mówiąc już o zupełnie obcym kraju. Początki na pewno są trudne, z dala od rodziny, przyjaciół czy chociażby kilku osób, które mówią w tym samym języku co ty. Tym większe słowa uznania dla Ewy, która widać już nieco obyła się z tym wszystkim, praca, dom, przyjaciółka- nie ma co narzekać.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony taki wyjazd to też okazja do stworzenia siebie na nowo. Obcy kraj daje nowe możliwości, bo tam nikt nie wie kim jest, nie zna jej historii. Może zacząć wszystko od nowa i zapomnieć.
Pytanie jeszcze o czym tak usilnie chce zapomnieć, skoro wyjechała aż do Austrii? Niewiele w tym pierwszym rozdziale wyjaśniłaś w tej kwestii, a wręcz przeciwnie rzuciłaś pytanie i teraz my, biedny czytelnicy będziemy nad tym debatować. Na razie wstrzymam się przed teoriami, poczekam na więcej wskazówek, które może nieco rozjaśnią mi tą sytuację.
Swoja drogą trzeba być naprawdę mega zapracowaną, żeby zapomnieć o własnych urodzinach. To przecież domena facetów, prawda :D
Niby kończy dopiero dwadzieścia lat, ale wydaje mi się, że czuje się na o wiele więcej. Mówi o swoim życiu, jakby była staruszką robiącą sweterki na drutach dla swoich wnucząt. Podobno nasze cierpienia dodają nam lat, więc naprawdę zaczynam się bać co też ona już przeżyła :-(
No i srogi Alex, zamęczy tych chłopaków.
PS. czekam niecierpliwe na więcej, pozdrawiam i ściskam mocno.
Jak dobrze znów czytać coś Twojego :D
Nie masz sie czego obawiac. Zawsze bylam okrutna, ale mam nadzieje ze tym razem nie az tak bardzo. Postaram sie nikogo nie usmiercic, obiecuje! Pozdrawiam, kiciak
UsuńAch te poranki, ach te początki;)
OdpowiedzUsuńNiewiele jest chyba ludzi na świecie,którzy lubią te momenty wcześnie rano,kiedy człowiek dopiero wdraża się do życia i do tego, co będzie robił przez cały dzień. A Ewa i tajemniczy skoczek pojawiający się pod koniec rozdziału na sto procent do tej grupy nie należą. Ale cóż,mówi się trudno i czeka się do południa!
Pozdrawiam.
[piec-sekund]
Chyba nikt nie lubi porankow ;p
Usuńpozdrawiam, kiciak
Kiciak, to naprawdę Ty? ;) Boże, jak się cieszę, że wróciłaś do nas z kolejną historią! ;) Tęskniłam za Twoimi opowiadaniami ^^ Początki zawsze są najtrudniejsze, ale wierzę, że dasz sobie radę. O tak, zakupy bez wątpienia poprawiają kobiecie humor, a plus do tego słodycze to już w ogóle raj na ziemi ;) Dobrze, że chociaż udały się Ewie te 20-ste urodziny ;) Ewie na pewno jest trochę trudno być samą w innym mieście, kraju, ale...widać, że chciała się usamodzielnić i to też zrobiła. Powoli, do przodu, a będzie jeszcze lepiej ;) Hm...Wygląda na to, że ona i tajemniczy skoczek nie lubią poranków :D
OdpowiedzUsuńMam jeszcze takie pytanie, masz ten sam numer gadu, czy zmieniłaś? ;)
Ściskam mocno! ;*
Tak to ja. Tez tesknilam, dlatego jestem! Nie wiem co wyjdzie z tego opowiadania, chyba wyszlam z formy... Ale dam z siebie 100% I tak, nadal mam ten sam numer gadu. Tylko pojawiam sie bardzo rzadko. Buziaki, kiciak
UsuńObiecywałam, że wpadnę na pierwszy rozdział, jak tylko ogarnę to co trzeba, więc oto jestem! Trochę późno, ale mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
OdpowiedzUsuńCóż, narzekasz na początek, a mi się to naprawdę bardzo podobało. Nie mogę się nie zgodzić, że wstępy to nieco męczący proces - w końcu trzeba mniej więcej zarysować daną postać, nieco ją przedstawić, aby czytelnicy wiedzieli o kim czytają oraz stworzyć otaczający świat, żeby akcja jednak toczyła się w jakimś otoczeniu, a nie na szarej płaszczyźnie - tobie się to udało ;)
Polubiłam twoją bohaterkę. Znalazłam w niej nawet kilka podobieństw do samej siebie. Ja też nie lubię poranków. Coś mnie skręca, zwłaszcza, jak muszę wstawać bardzo wcześnie. No, a tutaj jeszcze bezczelnie ktoś ją obudził, wtedy kiedy dziewczyna mogła sobie pospać. Niewybaczalne!
No, ale skoro to była jej mama z życzeniami to chyba można jednak na to przymknąć oko? A tak swoją drogą ciężko jest znieść taką rozłąkę. Zwłaszcza, że nie ma ona możliwości, by widywać się z rodziną. Przyzwyczajenie się do nowego otoczenia też do najłatwiejszych należeć nie mogło. Jej się to w końcu udało. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie po tym pierwszym rozdziale. Bo tak naprawdę jeszcze niewiele wiem o Ewie. Pozostaje ona dla mnie niezgłębioną postacią. Nie wiem, co skłoniło ją do wyjazdu. Tylko ta potrzeba samodzielności czy może coś więcej? Co takiego działo się w jej rodzinnym domu, że tak niechętnie do tego wraca? W tym rozdziale wspomniała o tym tylko tak między wierszami. Jednak łatwo wychwycić, że czai się w niej cierpienie. Jeszcze tego nie rozumiem tak do końca, ale myślę, że niedługo to wyjaśnisz. Póki co mogę tylko stwierdzić, że jest ona taką samotniczką. Woli wspinać się wysoko w góry, gdzie odnajduje spokój i odpoczynek od zgiełku, który panuje w mieście. Coś w życiu ją zraniło, spowodowało, że zapragnęła samotności i straciła zaufanie do ludzi. Bardzo mnie intryguje.
Intryguje mnie też ten urywek z perspektywy... hmm no właśnie kogo? Wiem, że będzie to skoczek. Skoczek, który nie lubi poranków tak samo jak nasza kochana Ewa. Oj, już chętnie bym się dowiedziała czegoś więcej, ale chyba pozostanie mi tylko poczekać cierpliwie na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!